poniedziałek, 28 grudnia 2015

Kawy - zimowanie, stan krytyczny (?)

      W tym roku zimowanie kaw sprawia mi spore problemy. Nie dość, że moje kawy są już dość dużymi drzewkami i nie mam za bardzo gdzie ich postawić, to jeszcze spóźniłem się z wnoszeniem ich do domu. Obydwie kawy zostały narażone na temperatury poniżej 5 stopni Celsjusza; jedna z nich zniosła to całkiem dzielnie, natomiast druga szybko zrzuciła wszystkie liście, a następnie jej pędy zaczęły czernieć i obumierać, spodziewałem się najgorszego...

 Kawy narażone na ostry chłód po wstawieniu do domu. Ta z prawej nie wygląda zbyt dobrze...

 
... ale jednak przeżyła i nieśmiało wypuszcza nowe pędy i listki!

Druga kawa zniosła chłody dużo dzielniej i zrzuciła tylko kilka liści.
      Po zrzuceniu wszystkich liści postanowiłem pozostawić badyla w doniczce i bardzo skąpo go podlewać. Po jakichś dwóch tygodniach kawa na szczęście zaczęła odbijać. Cóż, tym razem mi się częściowo upiekło - bo jednak drzewko straciło wszystkie pędy boczne i szczytowe, a odbudowanie korony przez roślinę zajmie pewnie nadchodzący sezon. Dlatego też ze swojej strony mam radę dla osób, które uprawiają kawę - nie trzymajcie jej w chłodzie, bo może się skończyć śmiercią rośliny!

Kanna - ciąg dalszy

      Od wysiewu kanny minęło już nieco pół roku. Roślinki w liczbie trzech - bo część została ususzona, a część wydałem znajomym kaktusiarzom -  jak na razie są niewymagające w uprawie - są chyba odporne na wszystkie krajowe szkodniki i choroby grzybowe (no, dopóki nie przelejemy jej). Kanny dobrze znosiły również jesienne chłody - wniosłem je do pokoju dopiero pod koniec listopada, gdy temperatury spadły poniżej 5 stopni, chociaż według literatury są w stanie wytrzymać nawet pięciostopniowe przymrozki. Jedyną rzeczą, którą wręcz polecę przy uprawie kanny jest trzymanie jej na zewnątrz, przez cały dzień w pełnym słońcu - różnice między roślinami są naprawdę widoczne - spójrzcie na zdjęcia. :)

 Trzy pięciomiesięczne kanny. Środkowa roślina była trzymana przez cały czas w pomieszczeniu, zewnętrzne rosły na dworze w pełnym słońcu.
Trochę czasu po wniesieniu do domu kanna zaczęła się lekko wyciągać od braku słońca.

      Kanny, które rosły w domu rosły średnio 3-4 razy wolniej od tych trzymanych na ogrodzie, do tego nie wyglądały zbyt zdrowo... Dlatego też dwie roślinki rosnące domu zostały humanitarnie zlikwidowane i ususzone. :)
       Poniżej ciekawostka - kanna wysiana w tym samym okresie, co moje roślinki, ale uprawiana w innym miejscu przez jednego z czytelników bloga. Bardzo ładnie mu rośnie :). Pozdrawiam Allolx!

Zdjęcie kanny Allolx. Zdrowy okaz!

niedziela, 18 października 2015

Tamarillo, pomidor drzewiasty - ciąg dalszy, radykalne cięcie

      Jak co roku moje tamarillo od wiosny do jesieni dorosło do wysokości mniej więcej trzech metrów. Ponieważ niedługo drzewko będzie wnoszone do domu, a nie posiadam tak wielkiego okna, zmuszony byłem je przyciąć. Niezbyt sprytnie postąpiłem nie robiąc zdjęcia tamarillo przed przycięciem... zatem w tym poście ujrzycie już przyciętą (dość radykalnie) roślinę. Na osłodę - możecie ujrzeć jak wygląda niecięte tamarillo pod koniec sezonu w tym poście - w tym roku, jak i w poprzednim wyglądało podobnie.
      Mam mieszane uczucia co do tej rośliny - z jednej strony jest przysmakiem dla mszyc i mączlika szklarniowego oraz jej liście dosyć nieprzyjemnie pachną. Poza tym po trzech latach od wysiewu nadal nie widać kwiatów ani owoców... Jednakże roślina mimo ciągłego ataku szkodników jest bardzo wytrzymała i niewiele sobie z tego robi (co nie znaczy, że nie trzeba jej chronić - nie pryskana roślina robi za wylęgarnię mszyc i mączlików, które przenoszą się na inne rośliny). Poza tym tamarillo dobrze znosi zimowanie przy dostępie światła, jedynie nieco wyciągając się. No i ma mało rozbudowany system korzeniowy - nie przesadzałem jej od dwóch lat i drzewko bardzo dobrze sobie mimo tego radzi. "Pień" pomidora drzewiastego jest bardzo gruby po trzech latach uprawy, w porównaniu do innych roślin.
     No cóż, póki tamarillo nie umrze nagłą smiercią - będzie u mnie rosło i ma zapewnioną opiekę. Być może wkrótce się odwdzięczy...

 Tamarillo po ostrym cięciu - wygląda biednie, ale zacznie odbijać już zimą w domu...
Demonstracja grubości "pnia" pomidora drzewiastego. Na pierwszy plan wysunęły się damiany - samosiejki. :)

Granat w gruncie - barwy jesienne

      Granat uprawiany w gruncie przygotowuje się powoli do zimy. W tym momencie liście znajdujące się jeszcze na krzaczku tworzą wielobarwną, czerwono-zielono-żółtą kompozycję, prawie jak nasze krajowe gatunki. Jednak moim zdaniem nie jest tak dekoracyjny, zwłaszcza z wyłysiałymi dolnymi częściami pędów. :)
      Mniej więcej za 3-4 tygodnie roślina będzie już zupełnie goła, wtedy zostanie zabezpieczona przed ostrzejszymi mrozami - rozmiary pozwalają jeszcze na całkowite przysypanie granata ziemią (po uprzednim przygięciu pędów do gruntu).

 Granat w gruncie - w jesiennym ubraniu.

Inne ujęcie - widać, że dolna część granata jest już łysa.

niedziela, 4 października 2015

Murraja, Murraya z nasion

      Murraja (Murraya paniculata) jest niewielkim krzewem lub drzewem dorastającym do 7 metrów wysokości. W naturze występuje w obszarach południowej oraz południowo-wschodniej Azji oraz Australii, została także naturalizowana na terenach Ameryki Północnej. Jest chyba jedynym krewniakiem cytrusów, który potrafi bardzo szybko owocować w naszym klimacie; zdarza się, że siewka murrai rozpoczyna kwitnienie po 3-4 miesiącach po wykiełkowaniu. Niestety owoce mają walory jedynie dekoracyjne - chociaż nie są trujące, to w smaku ponoć są nijakie. Cóż, okaże się... Ponadto wyciąg alkoholowy z liści murrai ma działanie lecznicze - przeciwbiegunkowe i przeciwzapalne. W Ameryce Północnej murraja cieszy się popularnością jako roślina ozdobna, ze względu na dość ładny pokrój, pachnące kwiaty oraz dekoracyjne owoce. Liście blisko spokrewnionego gatunku Murraya koenigii są używane jako jeden ze składników przyprawy curry.
      Najczęściej używaną metodą rozmnożenia Murraya jest wysiew nasion - umieszcza się je w lekko wilgotnej ziemi na głębokości 0,5 do 1 centymetra. Kiełkowanie świeżych nasion w temperaturze pokojowej rozpoczyna się dość szybko, z reguły po 1-2 tygodniach.

Trzymiesięczna siewka Murrai.

Ta sama roślina w innym ujęciu.

     Jak inne cytrusy, murraja czuje się najlepiej w dobrze oświetlonych miejscach (jednak bezpośrednie ostre słońce może popalić liście). Najlepszym podłożem dla tej rośliny jest ziemia do cytrusów z perlitem, ewentualnie zwykły torf wzbogacony. Jednakże murraja jest gatunkiem bardzo odpornym na złe warunki glebowe i da sobie radę nawet w lekko zasadowym podłożu. Podlewanie stosujemy umiarkowane - raz na jeden lub dwa tygodnie tak, aby podłoże zdążyło przeschnąć między podlewaniami. Murraya powinna być nawożona w okresie od wiosny do jesieni nawozem dla cytrusów lub uniwersalnym w umiarkowanych dawkach co 2-3 tygodnie. Jesienią murraję zabieramy do domu - rośliny nie bardzo lubią przymrozki, które mogą zabić młodsze okazy, a starsze uszkodzić. Zimą zapewniamy roślinom słoneczne stanowisko na południowym oknie, najlepiej w nieco niższych temperaturach, rzędu 12-18 stopni Celsjusza. 
      W naszym klimacie gatunek ten może zostać zaatakowany przez wiele różnych szkodników - mogą się nam trafić przędziorki, mszyce, wełnowce, tarczniki czy mączliki szklarniowe... Chociaż mój okaz stał obok pomidora drzewiastego (tamarillo) męczonego jednocześnie przez mszyce i mączliki, a mimo to nie został zaatakowany :). Całe szczęście, że murraja jest odporne na choroby grzybowe, przynajmniej dopóki nie będzie notorycznie przelewane.

środa, 23 września 2015

Ananas z sadzonki - czwarty rok uprawy

      Zbliżają się czwarte urodziny ananasa pozyskanego z rozety liści ze sklepowego owocu. Roślina jak nie chciała kwitnąć, tak nie kwitnie... Przynajmniej wyładniała nieco, no i nadal jest bezproblemowa w uprawie - nie zauważyłem na niej żadnych szkodników oraz chorób mimo wzrostu w szklarni, gdzie owadów (i nie tylko) jest pełno. W pokroju oraz sztywności liści przypomina mi teraz nieco pandanowca (Pandanus veitchii), chociaż brzegi liści nie są ząbkowane. 
;)
 Czteroletni ananas.

A tu widok od góry.

wtorek, 22 września 2015

Lithops - żywe kamienie - trzeci rok uprawy

      W tym roku żywe kamienie spędziły pierwsze swoje lato na świeżym powietrzu, w miejscu, które było nasłonecznione od rana do wieczora. Miało to swoje plusy i minusy - z jednej strony, trzy najsłabsze roślinki nie dały sobie rady i zaschły. Na osłodę, te okazy, które przetrwały palące słońce i upały wyraźnie się rozrosły oraz wybarwiły wskutek działania promieni słonecznych. :)
       Post o wysiewie żywych nasion znajduje się tutaj. Wzrost lithopsów po 9 miesiącach uprawy w naszych warunkach można obejrzeć w tym poście, natomiast tutaj znajdują się zdjęcia prawie dwuletnich roślin.
Wesoła kompania trzyletnich żywych kamieni, zdecydowanie ładniejsza po wystawieniu na świeże powietrze. :)

sobota, 15 sierpnia 2015

Heimia salicifolia (Sinicuichi) z nasion - kwitnienie!

      W przeszłości uważałem, że Sinicuichi (Heimia salicifolia) przyspiesza swój wzrost w drugim roku uprawy. Okazało się, że to nie do końca prawda - dopiero po trzech latach od wysiewu rośliny szaleją, a dwa z trzech okazów zrobiły mi niespodziankę i zakwitły. :)

 Trzyletnie Heimia salicifolia - zaczynają się z nich robić krzaczory :)

Kwiaty oraz pąki kwiatowe.

      Naprawdę polecam wystawić tę rośliny na zewnątrz latem - Heimia doskonale się czuje stojąc w pełnym słońcu, co zresztą widać na zdjęciach. Poza tym na świeżym powietrzu rośliny nie są atakowane przez żadne szkodniki, w przeciwieństwie do okazów stojących w pomieszczeniach - u mnie Heimia była regularnie napastowana przez mączliki szklarniowe i przędziorki. :)

Palma daktylowa z nasion - trzeci rok uprawy

     W ubiegłym roku daktylowiec (Phoenix dactylifera) został przeniesiony z małej doniczki do większej, bardziej odpowiadającej jego potrzebom. Czy wyszło mu to na dobre?
 Trzyletnia palma daktylowa - widok z profilu.
    
     W porównaniu do poprzednich lat uprawy, widać wielką różnicę w kształcie liści - wreszcie stały się postrzępione, jak u dorosłych roślin. Jednakże daktylowiec niezbyt urósł na wysokość. W dodatku okazało się, że palma daktylowa, podobnie jak cytrusy i herbata, również jest podatna na miseczniki i tarczniki. Na szczęście czyszczenie rośliny jest dość proste, dlatego też szkodniki nie zdążyły zniszczyć rośliny. :)
A tutaj widok z góry.

niedziela, 2 sierpnia 2015

Goździkowiec - dojrzałe owoce!

     Owoce goździkowca dojrzewają szybko w naszym klimacie, a roślina w okresie owocowania potrzebuje dużo wody. Odwdzięcza się za to bardzo ładnymi owocami. :)
 Owoce goździkowca.
     W pierwszym roku owocowania uzyskałem około 20 owoców, jednakże aby nie osłabić rośliny pierwszym kwitnieniem (coś takiego przydarzyło się kawom, które ciągle nie doszły jeszcze do siebie), połowę kwiatów usunąłem, więc zapewne można "wyciągnąć" z nich więcej. Owoce dorastają do wielkości 2,5-3,5 cm, zatem wielkością przypominają czereśnie. Smak również przypomina nieco czereśnie: owoce są słodkie, ale dodatkowo posiadają mocno żywiczny posmak. Nie są jednak przez to niesmaczne, wręcz przeciwnie, smakują bardzo oryginalnie i są ciekawym owocem deserowym. :)  We wnętrzu owoców znajdują się również pestki (jedna pestka w owocu), które wyglądają na nadające się do wysiewu.

Dojrzały oraz dojrzewający owoc, a także młode liście.

Figa - owocowanie, część druga

      Niestety poprzednim razem owoce na fidze urosły tylko do pewnej wielkości, a następnie obumarły. Może w tym roku wreszcie się uda, jak na razie owoce ciągle rosną. :)

 Powoli dojrzewające owoce figi.

      Przyznam, że roślina znosi polskie warunki bezproblemowo - jedyne, czego wymaga, to duża doniczka. Oczywiście można sadzić figę w gruncie, ale w regionach o ostrych zimach nadziemna część rośliny może przemarzać, a owoce nie będą miały szansy dojrzeć. Uprawa w doniczce pozwala na przeniesienie rośliny w inne miejsce przed zapowiadanymi mrozami. Ponieważ zima była w tym roku bardzo łagodna, pokusiłem się o pozostawienie donicy w nieogrzewanej szklarni na zimę. Figa zniosła to bardzo dzielnie. :)
Figa w całej okazałości.

poniedziałek, 20 lipca 2015

Herbata z nasion - ciąg dalszy

      Przeglądając swojego bloga, zauważyłem, że pomijałem w postach jedną z roślin, którą mam już cztery lata, mianowicie herbatę chińską - trzeba zatem to nadrobić :).
      Tutaj znajduje się post z informacjami dotyczącymi rozmnażania herbaty, natomiast w tym poście pokazałem zdjęcie rocznej rośliny. Dzisiaj czas na czteroletnią herbatę o wysokości około 40 cm.
      Okazało się, że herbata jest krzewem o raczej średnich wymaganiach. Dobrze znosi temperatury dodatnie, ale bliskie zeru (nie próbowałem zimowania na zewnątrz i chyba nie spróbuję), nienajgorzej sobie radzi w przypadku suszy, przelania czy braku światła zimą. Niestety przez okres zimowy traci sporo swego uroku - końcówki liści bardzo często zasychają nawet pomimo zraszania. Na szczęście nie jest to tak groźne jak w przypadku liczi; w okresie wegetacyjnym herbata rośnie szybko i zdrowo. Pokrój rośliny na zdjęciu jest dość dziki, ponieważ nie przycinałem jej. Cięcie pozostawiam na jesień, wtedy też pochwalę się smakiem domowej herbaty. :)
Wreszcie mogę się pochwalić ładnie rosnącą herbatą. :)

      Herbata nie jest w 100% odporna na krajowe szkodniki. Co prawda nie atakowały jej ani przędziorki, ani mszyce, ale za to dopadły ją miseczniki cytrusowce - szkodniki często pojawiające się na roślinach cytrusowych (te paskudztwa zjadły mi metrową mandarynkę i prawie uśmierciły cytrona, pomarańczę i cytrynę). Na szczęście kofeina zawarta w liściach herbaty chyba faktycznie działała toksycznie na te pluskwiaki - rozmnażały się i żerowały na herbacie dużo wolniej, niż na cytrusach, przez co prawie nie uszkodziły rośliny przez miesiąc swojej obecności. Mimo to trzeba było opryskać roślinę insektycydem, aby pozbyć się niechcianych gości.
Na zdjęciu widoczne są tegoroczne oraz ubiegłoroczne przyrosty.

niedziela, 5 lipca 2015

Goździkowiec - kwitnienie i owocowanie (!)

      Od momentu wysiania nie napisałem niczego na temat goździkowca jednokwiatowego (Eugenia uniflora) poza poradnikiem dotyczącym kiełkowania uprawy. A tu roślina, chcąc chyba zwrócić moją uwagę na nią, zakwitła i zawiązała owoce już w trzecim roku uprawy!
      Okazało się, że mój egzemplarz nie potrzebuje partnera do udanego zapylenia, i roślinka rozpoczęła kwitnienie mniej więcej w połowie maja. Pomogłem jej w tym nieco, przenosząc pyłek pomiędzy kwiatami. Co ciekawe, kwiaty, których zapylałem, opadły, dlatego też prawdopodobnie ręczne zapylanie jest niezbędne do zapylenia owoców.
      Goździkowiec okazał się mało kłopotliwą w uprawie rośliną owocową - nie imały się go żadne choroby grzybowe oraz szkodniki. Jest też odporny na suche powietrze i niedobór światła zimą. Przesuszenie podłoża również nie powodowało więdnięcia rośliny (ale pewnie tylko do czasu :)). Aby roślina dobrze rosła, wystarczy tylko regularnie ją nawadniać, raz w miesiącu nawozić (używałem nawozu wieloskładnikowego) oraz raz w roku, na początku sezonu, przesadzić do większej donicy.
      Aktualnie na roślinie ostało się kilkanaście małych owoców, które powinny dojrzeć do zakończenia sezonu. Jestem bardzo ciekaw ich smaku - ponoć przypomina czereśnie. :)

 Goździkowiec miesiąc temu - widać pąki kwiatowe oraz kwiaty.

 Kwiaty goździkowca.

Goździkowiec dziś.

Zawiązane owoce. Ciekawe, czy dojrzeją :)

Granat w gruncie - czwarty rok uprawy

      Granat rosnący w gruncie w dalszym ciągu świetnie daje sobie radę. W tym roku zmienił pokrój na nieco bardziej zwarty. Przyznam, że w trakcie lata i jesieni ta roślina jest praktycznie bezobsługowa - żaden szkodnik jej nie rusza, a granat potrzebuje tylko podlania w największe upały oraz nawożenia raz, dwa razy w sezonie. :)

Czteroletni granat uprawiany w gruncie.

sobota, 13 czerwca 2015

Kanna z nasion

      Kanna (Sceletium tortuosum) jest niewielkim sukulentem należącym do rodziny pryszczyrnicowatych (Aizoaceae) rosnącym na terenach południowej Afryki.  Posiada błyszczące, ozdobne liście oraz dorasta do maksymalnej wysokości 25-30 cm.
     Wspominałem już o tej roślinie w postach dotyczących Ice Plant (Delosperma bosseranum) - podobnie do niej, kanna zawiera różne alkaloidy wykazujące działanie antydepresyjne, redukujące lęki oraz poprawiające samopoczucie i pobudzające, między innymi mesembrynę i tortuosaminę. Preparaty oparte na suszu kanny lub jej sproszkowane i kapsułkowane ziele jest sprzedawane między innymi w Republice Południowej Afryki oraz w Niemczech jako lek antydepresyjny.
      Kannę rozmnażać można zarówno przez sadzonkowanie, jak i przez wysiew. Sadzonki kanny powinny być jak najświeższe, odcięte fragmenty rośliny ukorzenią się szybko i łatwo wtedy, gdy nie będą przechowywane lub transportowane dłużej niż 48 godzin. Do ukorzeniania nadają się pędy mające 3-4 pary liści. Przed ukorzenianiem należy usunąć ostatnią (dolną) parę liści, a sadzonka powinna trafić do wilgotnego podłoża będącego mieszaniną ziemi do kaktusów lub styropianu i torfu ogrodniczego o pH 6,5-7,0. Natomiast nasiona przed wysiewem powinny zostać bardzo lekko uszkodzone pilniczkiem lub papierem ściernym oraz namoczone w letniej wodzie przez 24 godziny. Nasiona wysiewamy na głębokości ok. 0,5 cm do podłoża wspomnianego wcześniej - ja dodatkowo przysypałem powierzchnię sterylnym piaskiem. Kiełkowanie z reguły trwa jeden-dwa tygodnie.
     Kilkukrotnie już próbowałem wysiewać kannę, niestety z marnym skutkiem - rośliny wkrótce po wykiełkowaniu więdły i zasychały. Okazało się, iż są to rośliny mocno wymagające co do podlewania. Każde mocniejsze podlanie młodych roślin skutkowało przyspieszeniem ich zgonu wskutek infekcji grzybowej. Nie polecam też zakładania folii na wierzchu doniczki w celu utrzymania wilgotności - w swej pierwszej i jedynej udanej próbie wysiewu folia znajdowała się na doniczkach tylko do momentu wykiełkowania roślin. Ze względu na te problemy przez pierwsze dwa-trzy tygodnie po wykiełkowaniu kanny otrzymywały minimalne ilości wody przez podstawek (nie leję im wody wprost do doniczki). Starsze rośliny są już odporniejsze i można je nieco śmielej podlewać, jednakże należy pamiętać o tym, że są to sukulenty odporne na susze i podlewanie ich jest kwestią wyczucia. Pomiędzy kolejnymi podlaniami ziemia w doniczce powinna przeschnąć.

Kanny tuż po wykiełkowaniu.
     Podłoże dla kanny powinno być dość lekkie i przepuszczalne, ja użyłem mieszaniny ziemi dla kaktusów i torfu wzbogaconego w stosunku 1:1. Swoich kann jeszcze nie nawoziłem, natomiast natknąłem się na informacje, iż kanna powinna być dość rzadko nawożona i niespecjalnie tego wymaga. Jeśli chodzi o warunki świetlne, kanny świetnie sobie radzą latem na południowym parapecie poddane bezpośredniemu słońcu, wtedy również  najszybciej rosną. 
    Jak na rośliny pochodzące z południowej Afryki, kanny są wyjątkowo odporne na niskie temperatury, potrafią bez szkód wytrzymać przymrozek, chociaż polecałby jednak przenieść je na zimę do domu. Na polskich forach ogrodniczych znalazłem informację, iż niektórym pasjonatom udało się przezimować kanny na dworze w tunelach foliowych czy szklarniach.
      Szkodnikami mogącymi zaatakować kannę w naszym klimacie są mszyce, przędziorki oraz ślimaki (zwłaszcza na młodych roślinach), natomiast najczęstszą chorobą w naszym kraju jest grzybowe więdnięcie siewek, występujące prawie wyłącznie po przelaniu młodych roślin. Istnieje również wirus atakujący kanny - objawami są blade plamki lub smugi na powierzchniach liści, które przy okazji się skręcają, oraz "skarłowaciały" wygląd. Nie ma na to lekarstwa, dlatego zarażonych roślin należy się pozbyć. Na szczęście wirus atakuje wyłącznie kanny - a w naszym klimacie kanna nie występuje dziko i wątpię, by były jakieś szanse na złapanie tego wirusa - no chyba, że dostaliśmy zarażoną sadzonkę :)

Kanny po miesiącu od wykiełkowania.

     Zbiorów surowca zielarskiego dokonuje się mając większe, jedno- lub dwuletnie rośliny. Nastepnie zebrane pędy i liście zostają zmiażdżone i przefermentowane w słoikach lub workach foliowych przez okres 7 dni w celu usunięcia szkodliwego kwasu szczawiowego. W celu jego usunięcia można również wstawić ziele do piekarnika nagrzanego do temperatury 180 stopni na godzinę - kwas szczawiowy zostanie rozłożony wskutek wysokiej temperatury. Ziele kanny można żuć, jeść, dodawać do herbaty lub stosować jako tabakę po sproszkowaniu.

 Kanny dwa miesiące po wykiełkowaniu - roślinki się rozpędzają i wkrótce będą wymagać przeprowadzki :)

środa, 27 maja 2015

Stewia - ciąg dalszy

      Jakoś tak wychodziło, że stewię pomijałem w swych postach na blogu, a przecież warto się podzielić informacją, iż ten roślinny słodzik bez problemu zimuje na polskich parapetach :). Wysianą prawie cztery lata temu stewię przenosiłem w doniczce co jesień do domu. Przez zimę, trzymana w pokojowej temperaturze, stewia traciła swą nadziemną część (czyli te liście i pędy, które nie zostały uprzednio zebrane) i przechodziła w stan spoczynku, niezależnie od tego, czy była ustawiona na oknie południowym, czy północnym. Jednej zimy dodatkowo roślina na jesień została zaatakowana przez przędziorki, a kolejnej zimy część pędów po prostu spleśniała. Stewia jednak nic sobie z tego nie robi. Gdy ograniczyłem podlewanie, co wiosnę stewia budziła się na zimę. Także i tej wiosny się obudziła :)
 Stewia wysiana z nasion, czterokrotnie zimowana. Trochę się wyciąga z braku światła...
... ale teraz ma całe lato przed sobą!

      Co ciekawe, stewia wysiana z nasion ma nieco inny kształt liści w porównaniu z roślinami stojącymi w centrach ogrodniczych czy tych ze sklepów internetowych. Jest to spowodowane naturalną zmiennością genetyczną roślin wysiewanych z nasion. Stewie oferowane w sklepach są rozmnażane z reguły przez sadzonki - jest to dużo wydajniejsze w przypadku tego gatunku (kiełkowalność nasion stewii jest bardzo niska), jednakże tak uzyskane rośliny są idealnymi kopiami "dawcy" sadzonek. Można powiedzieć, że kupujemy klony...

piątek, 15 maja 2015

Lotos orzechodajny z nasion

    Lotos orzechodajny (Nelumbo nucifera) jest byliną należącą do rośliny lotosowatych rosnącą naturalnie na terenach Azji oraz Australii. W warunkach naturalnych lotos jest rośliną wodną i może dorastać do 3m szerokości oraz 150 cm wysokości. Przez amatorów lotos uprawiany jest głównie jako roślina ozdobna zasiedlająca np. oczka wodne. Największą wartość estetyczną rośliny stanowią kwiaty o średnicy do 20 cm, które w zależności od odmiany mogą być białe lub różowe. Rośliny lotosu wyróżniają się wieloma ciekawymi właściwościami:
- nasiona lotosu są jednymi z najbardziej żywotnych na świecie; znany jest przypadek ok. 1300-letniego nasiona znalezionego w Chinach, które wykiełkowało;
- liście lotosu pokryte są woskiem, przez co niemożliwe jest ich zmoczenie;
- lotos jest jedną z nielicznych roślin mających zdolność regulacji swojej temperatury - odkryto, iż kwiaty lotosu utrzymują temperaturę 30-35 stopni Celsjusza nawet wtedy, gdy temperatura otoczenia wynosi 10-15 stopni; przypuszczalnie roślina wabi w ten sposób zimnokrwiste owady zapylające kwiaty;
- młode liście, kwiaty, korzenie oraz nasiona są jadalne. Korzenie są używane jako warzywo w kuchni azjatyckiej, mogą być również marynowane; liści używa się do zawijania potraw; kwiaty natomiast bywają składnikami herbat ziołowych - odkryto, iż zawierają alkaloidy nucyferynę oraz aporfinę, wykazujące właściwości uspokajające, relaksujące, przeciwdrgawkowe, a także wprowadzające w stany medytacyjne;
- kiełkowanie lotosu jest "odwrotne" w porównaniu do większości innych roślin - najpierw pojawiają się liście, a dopiero później korzeń.
     
      Nasiona lotosu (u mnie w odmianie różowej) są otoczone bardzo twardą okrywą nasienną, która jest nieprzepuszczalna dla wody i gazów. Pierwszym krokiem do skiełkowania lotosu jest uszkodzenie tej okrywy, najlepiej solidnym, metalowym pilnikiem. Aby uniknąć uszkodzenia ważnego dla rozwoju rośliny korzonka oraz liścia, najlepiej jest spiłować szerszą stronę nasiona. Podczas usuwania okrywy nasiennej możemy zauważyć parę jej warstw; przestajemy piłować, gdy tylko zobaczymy jasnożółtą warstwę:
Kiełkujące nasiona lotosu

    Tak przygotowane nasiona umieszczamy w letniej wodzie, zmieniając ją codziennie. Jeśli wszystko przebiega prawidłowo, kiełkowanie powinno się rozpocząć w przeciągu 1-2 tygodni. 
       Ponieważ jest to roślina wodna, wpadłem na pomysł umieszczenia nasion w małym zbiorniku wodnym wykonanym z wiaderka po twarożku :) mianowicie do połowy wiaderka wsypałem torf uniwersalny wymieszany pół na pół z piaskiem, a następnie całość zalałem do pełna wodą - te środowisko miało imitować "staw". Następnie umieściłem kiełkujące nasiona w wiaderku przykrywając je lekko mieszaniną.
       W ciągu kilku dni woda zaczęła nieprzyjemnie pachnieć - okazało się, że przesadziłem z usuwaniem okrywy u dwóch nasion. Przez zrobione przeze mnie rany wdały się bakterie i kiełkujące nasiona zaczęły śmierdzieć i mięknąć - usunąłem je, aby uchronić trzecią roślinkę przed tym samym losem. Na szczęście ostatni lotos poradził sobie z zakażeniem:
 "Staw" z lotosem, mniej więcej półtoramiesięcznym :)
Ujęcie od góry.
      W ciągu paru tygodni nieprzyjemny zapach powodowany przez bakterie znikł, za to pojawiły się wykwity glonów. Jednak po kilkukrotnym ich wyjęciu przestały się pojawiać i lotos nie posiada aktualnie konkurencji w "stawie". Ponieważ wiaderko jest wyraźnie za małe dla rosnącego w szybkim tempie lotosu planuję zrobić roślinie w najbliższych dniach przeprowadzkę do oczka wodnego. :)
      Należy pamiętać, że w naturze lotos rośnie w cieplejszym klimacie niż Polska, dlatego też zimowanie w oczku może być nieudane - w teorii jeżeli bryła korzeniowa nie zamarznie tzn. oczko nie zamarznie do takiej głębokości, to roślina powinna odbić na wiosnę. Jak jest w praktyce - jeszcze nie wiem, zapewne podzielę bryłę na pół i część spróbuję przezimować w domu, a część zostanie w oczku w celu sprawdzenia odporności lotosu na polskie zimy. :)

poniedziałek, 11 maja 2015

Przęśl zielona (Ephedra viridis) z nasion

     Przez okres jesienno-zimowy borykałem się ze zmasowanym atakiem przędziorków, ziemiórek i miseczników, które to zaatakowały większość moich roślin, a część z nich po wybiciu szkodników jest w takim stanie, że aż wstyd pokazywać, a część nie przetrwała... Wszystkie cytrusy, kawy i drzewo herbaciane straciły wszystkie lub większość liści i dopiero teraz odbijają. Cóż, dopóki nie wróci im dawna uroda, mogę pokazać parę swoich świeżo skiełkowanych roślinek, dawno w końcu nie pisałem. :)
     Przęśl zielona (Ephedra viridis), zwana również herbatą Mormonów, jest wiecznie zielonym krzewem pochodzącym z Ameryki Północnej i dorastającym do wysokości 2 metrów oraz osiągającym szerokość od 1 do 3 metrów. W naturze występuje na terenach wyżynnych porastając gleby suche, piaszczyste i niezbyt żyzne. Ciekawostką jest fakt, iż jest to roślina nagonasienna, czyli jest bliżej spokrewniona z iglakami niż z np. nieco podobnym do niej z wyglądu żarnowcem.
      Ziele przęśli zawiera wiele alkaloidów, m. in. efedrynę oraz pseudoefedrynę, których stężenia wahają się w zależności od gatunku, warunków odmiany i cech danej rośliny. W medycynie chińskiej herbata z przęśli chińskiej (Ephedra sinica), zwana również Ma huang, wykorzystywana jest jako lek na katar, przeziębienia czy astmę. Herbata z przęśli wykazuje również działanie pobudzające układ nerwowy oraz metabolizm (dlatego była spożywana przez Mormonów, unikających innego popularnego pobudzacza - kofeiny), dzięki czemu jest całkiem skutecznym spalaczem tłuszczu oraz środkiem poprawiającym wydolność organizmu podczas ćwiczeń.
     Przęśl była dla mnie jedną z najtrudniejszych do uzyskania roślin - siejąc kilkanaście razy nasiona z różnych sklepów i kupowanych w różnych latach wykiełkowało mi w sumie 10 roślin z ponad 100(!) zamówionych nasion. Nasiona przęśli delikatnie przecieramy papierem ściernym, a następnie moczymy w letniej wodzie przez 24 godziny. Następnie wysiewamy do wyprażonej ziemi na głębokość 0,2-0,5 cm. Ja użyłem podłoża do kaktusów wymieszanego z torfem uniwersalnym i keramzytem w proporcjach 1:1:1. Naprawdę polecam wyprażenie ziemi w mikrofali lub w piekarniku - siewki przęśli są BARDZO wrażliwe na choroby grzybowe - dziewięć roślin z dziesięciu padło wkrótce po wykiełkowaniu wskutek jakiejś choroby i ostała mi się tylko jedna siewka, która przezimowała i nawet daje sobie radę :). Samo kiełkowanie jest już dość szybkie i trwa 2-4 tygodnie. Doniczki wyjątkowo nie powinny być przykryte folią w celu utrzymywania wilgotności powietrza - siewki przęśli muszą być hartowane od urodzenia do niższej wilgotności.
      Na początku przęśl rośnie bardzo powoli, a sporo siewek umiera - na zdjęciu pokazałem nieco ponad półroczną roślinę. Preferowane przez nią podłoża powinny być dobrze przepuszczalne, napowietrzone podłoże, dobrym pomysłem będzie dodanie do niego piasku, perlitu czy keramzytu - w końcu w naturze te rośliny świetnie sobie radzą na piaszczystych terenach. 

Siewka E. viridis.
      O ile podczas wysiewu należy utrzymywać dość wilgotną glebę, to wkrótce po wykiełkowaniu powinniśmy ograniczyć podlewanie - mimo, że na to nie wygląda, rośliny te są prawie jak sukulenty :) a tak małe siewki w wilgotnym podłożu to wręcz zaproszenie dla uczty dla grzybów. Swoją Ephedrę podlewam dosłownie kieliszkiem wody raz w tygodniu. Światła za to przęśl powinna mieć jak najwięcej. Młodsze rośliny powinny mieć dostęp do światła rozproszonego, a te starsze mogą stać i w bezpośrednim nasłonecznieniu. Nawozić Ephedry powinno się tak jak sukulenty - rzadko i nie za dużo. Roślinę oczywiście można wynosić na dwór, jednakże nawet dorosłe rośliny raczej nie wytrzymają temperatur poniżej -6 do -8 stopni Celsjusza. Warto zapewnić im na okres zimowy oświetlony kącik w domu w pomieszczeniu z niższą o kilka stopni temperaturą. 
 Inne ujęcie.
       Ephedra, zwłaszcza, gdy jest młoda, jest wrażliwa na choroby grzybowe atakujące system korzeniowy. Na szczęście została u mnie oszczędzona i przez tarczniki, i przez przędziorki. Nie wiem jak sprawa wygląda z innymi szkodnikami, ale przypuszczam, że ten gatunek nie ma u nas wielu wrogów. Jeśli chcemy zebrać jakiś plon z przęśli, to musimy się uzbroić w cierpliwość - na plantacjach zbiorów dokonuje się na dwuletnich roślinach, w naszym klimacie i "szalonym" tempie wzrostu pewnie co najmniej rok trzeba doliczyć...